poniedziałek, 21 listopada 2011

Polityczne harce i spadający miedziak

Polskimi inwestorami wstrząsnęło nurkowanie potężnego KGHM, który - po exposé premiera - stracił już 20% rynkowej kapitalizacji. Tymczasem to wydarzenie nie stanowi żadnej niespodzianki, jeśli pamięta się tylko o kilku istotnych kwestiach...




Trzy największe spółki WIG20 – PKO, KGH, PZU – mają łącznie niemal 40% udział w całym indeksie. W pierwszej Skarb Państwa posiada większościowe udziały (wliczając pakiet posiadany przez BGK), w drugiej i trzeciej – faktyczną kontrolę sprawuje dzięki jednej trzeciej udziałów. Z kolei z 10 największych spółek, odpowiadających 84,4% całego indeksu WIG20, Skarb Państwa nie pojawia się w akcjonariacie tylko dwóch (PEO i TPS), a we wszystkich pozostałych jest największym udziałowcem. Last but not least – to właśnie państwo we wszystkich branżach ustala reguły gry (prawo i podatki), a obradujący stale parlament jest w stanie w każdej chwili uchwalić coś głupiego i wysadzić w powietrze całe sektory gospodarki, a przynajmniej wyrządzić w nich niepowetowane szkody.

Co to oznacza w praktyce? Otóż kupowanie papierów na polskiej giełdzie bez uwzględnienia ryzyka, które kreują politycy, jest czystej wody lekkomyślnością. Szczególnie teraz, kiedy budżet się nie dopina, a dług publiczny zaczyna wymykać się spod kontroli. Jak pisał Alexis de Tocqueville, "Nie ma takiego okrucieństwa ani takiej niegodziwości, której nie popełniłby skądinąd łagodny i liberalny rząd, kiedy zabraknie mu pieniędzy".

Co mogą zrobić politycy?


1. Sprzedaż pakietu akcji

Dość banalna metoda na pozyskanie pieniędzy – polega na sprzedaniu posiadanych udziałów. Często odbywa się to z zaskoczenia i potrafi spowodować potężny odpływ kapitału i znaczące spadki. Tak było w mijającym roku po pojawieniu się informacji o przyspieszonej budowie księgi popytu na akcje Tauronu (marzec) i PZU (czerwiec). Mając dostęp do poufnych informacji albo przynajmniej refleks, można na takiej operacji sporo zarobić (patrz: PZU - czarny czwartek czy niepowtarzalna okazja?). Niestety, większość inwestorów w czasie takiego zamieszania wypada pewnie na stop-lossach i zostaje na lodzie – bez zysków i bez akcji.


2. Drenowanie spółek z kapitału

Pół biedy, jeśli drenowanie polega na wypłacie dywidendy (choć bywa ona szkodliwa, patrz: Dywidenda - czy to ma sens?) – wówczas pieniądze dostają również mniejszościowi akcjonariusze, chociaż to Skarb Państwa, w przeciwieństwie do nich, nie traci na podatku. Gorzej, gdy państwo wyciąga ze spółki pieniądze wymuszając nie zawsze racjonalne decyzje ekonomiczne. Dobrym przykładem jest prywatyzacja, która czasem odbywa się tak, że państwo sprzedaje drogo swoje papiery, a popyt zapewnia inna, kontrolowana przez rząd spółka...


3. Nowe prawa, podatki

Oczywiście, jak twierdził Mark Twain, "niczyje zdrowie, wolność, ani mienie nie jest bezpieczne kiedy obraduje Parlament", ale spółki kontrolowane przez Skarb Państwa są szczególnie zagrożone. Skok na kasę biznesu to zawsze dla rządu ryzyko (zadarcia z wpływowym lobby, ucieczki inwestorów z kraju, społecznych protestów, medialnej nagonki), dlatego najbezpieczniej jest docisnąć sektor, który się kontroluje. Opór wobec np. planów opodatkowania banków był ogromny, a opodatkowanie miedzi, którą w Polsce na dużą skalę wydobywa tylko potulny wobec władzy KGHM, pójdzie już gładko. A że "miedziak" spada po tym jak rzucony w przepaść?...


Te zagrożenia to niby nic nowego, ale nie każdy o nich pamięta. Kupując papiery wartościowe – warto mieć na uwadze, kto nie tylko rozdaje tu karty, ale równocześnie bierze udział w grze i na bieżąco ustala jej zasady...

poniedziałek, 14 listopada 2011

5 pułapek czyhających na kontraktach

Kiedy na rynku zaczyna się bessa, wielu inwestorów, sprzedawszy akcje, szuka innego sposobu na pomnażanie kapitału. Wielu z nich trafia na rynek kontraktów i próbuje "grać na spadki". Bardzo często - z fatalnym skutkiem. Poznaj 5 pułapek rynku terminowego.


1. Dźwignia finansowa


Na pierwszy rzut oka wygląda to kusząco - ruch indeksu o jeden punkt oznacza zmianę stanu konta o 10 złotych. 50-punktowy spadek WIG20 to 500zł w kieszeni na każdym sprzedanym kontrakcie FW20 (a do jego sprzedaży wystarczy depozyt w wysokości ok. 2,5 tys. PLN!). Niestety, ta sama dźwignia, która mnoży zyski, czyni z kontraktów narzędzie bardzo niebezpieczne. Wystarczy ogłoszenie lepszych danych i indeks podskakuje o kilkadziesiąt punktów, boleśnie uszczuplając depozyt. Gra ze stop-lossem oznacza dotkliwą opłatę za każdy błąd, a gra bez stop-lossów to dla większości graczy prosta droga do bankructwa.


2. Otwarcie z luką


O ile zmienność w czasie sesji można do pewnego stopnia opanować (tnąc straty w razie złego obrotu spraw), o tyle po zamknięciu rynku inwestor zostaje wystawiony na ciosy bez żadnej możliwości obronyKiedy notowania zaczynają się 3% poniżej zamknięcia z dnia poprzedniego, dla WIG20 równego 2500 oznacza to minus 75 punktów i - tym samym - minus 750zł na każdym z kontraktów. W skrajnych przypadkach można wyobrazić sobie spadek tak dotkliwy, że kasujący cały depozyt zabezpieczający. W takiej sytuacji broker zamyka pozycję i - w razie strat przekraczających kwotę depozytu - będzie domagał się jego uzupełnienia. Warto mieśc świadomość, że pozostawianie otwartej pozycji na noc oznacza akceptację takiego ryzyka.


3. Gwałtowność spadków


To oczywiste, że aby zarabiać na spadkach, inwestor musi mieć otwartą krótką pozycję w momencie, kiedy spadek następuje. Spadki mają jednak często dość gwałtowny przebieg. W ciągu kilku minut indeks ostro nurkuje, aby następnie ustabilizować się lub wygenerować korekcyjne odbicie. Złapanie takiego gwałtownego ruchu to nie lada sztuka. Szczególnie, że w okresie niepokojów na rynkach również wzrosty stają się bardzo dynamiczne. Kiedy odbicie jest wystarczająco mocne, może dojść do niebezpiecznego dla grających na spadki tzw. short squeeze (automatycznie odpalane zlecenia stop loss i take profit niedźwiedzi powodują błyskawiczny, silny wystrzał w górę).


4. Drapieżniki i giganci


Każdego dnia KDPW rozlicza uczestników rynku terminowego. Każda złotówka zysku jednego gracza jest odpisywana z konta innego. Warto mieć to na uwadze. Warto też mieć świadomość, że na rynku grają naprawdę grube ryby (zdarza się, jak np. na obecnej serii kontraktów FW20Z11, że jeden gracz skupia w swoim porfelu jedną trzecią (sic!) otwartych pozycji; vide codzienna informacja). Gracze z odpowiednio dużym kapitałem są w stanie manipulować rynkiem. Nie należą do rzadkości sytuacje, w których WGPW wykazuje zdumiewającą słabość lub siłę w stosunku do rynków światowych. Na co dzień można też obserwować tzw. zbieranie stopów w postaci fałszywych wybić z konsolidacji, zaniżania przed gwałtownym wzrostem itp. Wszystko to potrafi skutecznie utrudniać pozostanie na rynku i zarabianie, nawet jeśli prawidłowo przewidujemy trend.


5. Emocje


Niedoceniany, ale kluczowy element giełdowej układanki. Duża dźwignia i spora doza losowości sprawia, że rynek kontraktów terminowych ma sporo wspólnego z hazardem. Bez dokładnie sprecyzowanego systemu i żelaznej dyscypliny gracz ryzykuje wystawienie się na ogromne emocje, które prędzej czy później będą miały destrukcyjny wpływ na decyzje inwestycyjne. Co gorsza - walka z emocjami to wojna, która nie kończy się nigdy, bo nawet po latach inwestowania seria kilku udanych transakcji potrafi wbić doświadczonego inwestora w dumę i zbytnią pewność siebie, usypiając czujność i prowadząc do dotkliwych strat.


Wymienione zagrożenia to, oczywiście, nie wszystko, czego należy obawiać się na rynku terminowym. Wystarczy wspomnieć o niedostatecznej płynności części instrumentów (niemal doskonale płynne są tylko kontrakty na WIG20 - FW20) czy możliwej awarii systemu brokera, która uniemożliwi nam zamknięcie pozycji przynoszącej rosnące straty. Kontrakty nie są remedium na słabe wyniki portfela akcji. To naprawdę wyższa szkoła jazdy i warto mieć tego świadomość.