poniedziałek, 27 lutego 2012

Eurogeddon - zrób to sam

Sporo hałasu zrobił ostatnio prof. Krzysztof Rybiński, uruchamiając w ramach Opery TFI autorski subfundusz Eurogeddon. Choć pomysł jest z pewnością ciekawy i poszerza wachlarz narzędzi inwestycyjnych, są chyba lepsze sposoby na zarabianie na kryzysie...


W dużym uproszczeniu strategia funduszu opiera się na założeniu, że strefa euro nie zdoła uratować Włoch przed bankructwem, co dla rynków oznacza - taniejące euro i złotówkę, spadające indeksy giełdowe, drożejącego dolara i złoto. Fundusz ma, zdaje się, grać dość ostro, zajmując m.in. krótkie pozycje na włoskich futuresach (szczegóły).


Biorąc pod uwagę, że wiele giełd i aktywów zostało już mocno przecenionych - jest to strategia dość ryzykowna. Przyjmując ją, nawet mając absolutną rację w ocenie przyszłości UE, można zbankrutować, zanim się na tej racji cokolwiek zarobi. Jeśli Unii Europejskiej uda się odwlekać kłopoty przez parę miesięcy, inwestorzy mogą ponieść znaczące straty, które trudno będzie później odrobić. Z kolei z drugiej strony - w razie przyspieszenia  niekontrolowanej spirali kryzysu i prawdziwego Eurogeddonu - jednostki funduszy mogą okazać się warte równie dużo, co obligacje II RP kupione w '39...


Zamiast pakować się w Eurogeddon, warto może przypomnieć sobie o notowanych na GPW "złotych" certyfikatach Raiffeisena (RCGLDAOPEN), o których już pisałem (Jak inwestować w złoto na giełdzie?), a które stopą zwrotu i płynnością systematycznie biją indeksy i inne narzędzia inwestycyjne (Nie wszystko złoto...).


Kurs USD/PLN. Powrót do zeszłorocznej linii trendu wzrostowego.


Cena certyfikatu to cena 1/10 uncji złota wyrażona w PLN (obecnie ok. 550zł), czyli de facto kombinacja dwóch wartości - ceny złota wyrażonej w dolarach i kursu dolara do złotówki. Zwykle złoto i dolar są odwrotnie skorelowane (tanieje USD - drożeje złoto i odwrotnie), ale w kryzysie bywa tak, że i złoto drożeje, i złotówka leci na łeb, dając wycenie certyfikatów dodatkowego kopa - idealna inwestycja na trudne czasy.


Na powyższym wykresie widać, że taniejący od początku roku dolar dotarł do zeszłorocznej linii trendu, od której oddalił się na kilka miesięcy. Być może przychodzi pora na jakieś odreagowanie? Sytuacja na złocie (poniżej) wydaje się nieco bardziej skomplikowana, ale w długim terminie broni się linia trendu wzrostowego, a średnioterminowe osłabienie nie nabrało rozpędu. Na wykresie zrobiło się "ciasno". Wydaje się, że złotu przyjdzie niebawem obrać kierunek na dłużej - albo wyłamać się z długoterminowych wzrostów, albo sforsować opór w rejonie $1800 i zaatakować zeszłoroczne nominalne rekordy w okolicach $1900.


Złoto (cena uncji w USD). Zbliża się czas rozstrzygnięć?


W ostatnich tygodniach na rynkach zrobiło się bardzo (za bardzo?) byczo. Analitycy wieszczą powrót hossy, wiele spółek odbiło się od dołka o nawet 100%, a inwestorzy zdają się akumulować akcje, obawiając się przegapienia dynamicznych wzrostów. Tymczasem kraje strefy euro czekają wybory w Grecji, cięcia wydatków i wielkie rolowanie monstrualnego zadłużenia. Nie jest powiedziane, że nie czeka nas niebawem efektowne tąpnięcie. Nawet powiększając portfel akcji, warto pomyśleć o odrobinie dywersyfikacji, a tanie i płynne złoto-dolarowe certyfikaty to chyba jedno z bezpieczniejszych i tańszych ubezpieczeń od krachu...

2 komentarze:

  1. Jutro kolejna runda LTRO (europejskiego QE) i jest spora szansa, że w górę ruszą i giełdy, i złoto...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Stało się dokładnie odwrotnie. "Kupuj plotki - sprzedawaj fakty"...

      Usuń