wtorek, 2 czerwca 2015

O złośliwości rynku na przykładzie kawy

Moja aktualna strategia zakłada rozgrywanie kilku dość prostych i oczywistych formacji technicznych (względnie: świecowych). Szukam ich na wykresach wielu instrumentów. To ciekawe, ale zawsze są wśród tych wykresów takie, które są dla mnie całkowicie nieczytelne; przebiegające tak, jakby AT nie istniała.

Takimi instrumentami są od dawna notowania złota i srebra. Zerkam na nie z uwagi na popularność i płynność (a więc i niskie kosztu transakcyjne, które każą preferować ten rynek), ale od paru już miesięcy zupełnie nic nie rozumiem z tego, co się tam dzieje. Kurs zdaje się zupełnie nie respektować podstawowych zasad analizy technicznej. Nie gram, bo po prostu nie mam pojęcia, gdzie tam rysować wsparcia i opory. A jeśli nawet rysuję, to rynek zdaje się moje rysunki ignorować. Jedyne sensowne kreski dostawiam tam post factum, czyli ciut za późno, żeby coś na tym zarobić ;)

SILVER. Srebro - diabli wiedzą, co to właściwie znaczy.

GOLD. Próba szukania na siłę jakiejkolwiek prawidłowości...


Do grona złośliwych instrumentów niedawno dołączyła kawa. Mam zwyczaj przesuwania stop-lossów w taki sposób, żeby możliwie szybko wykluczyć stratę na danej transakcji i tylko temu zwyczajowi zawdzięczam, że gra na kawie nie doprowadziła mnie jeszcze do ruiny.

Z jednej strony - kreski, które rysuję, zdają się być przez rynek respektowane. Z drugiej - po przełamaniu wsparć kurs, zamiast nabrać solidnego rozpędu, ma tendencję do wracania wysoko nad kreskę (po drodze odpalając zlecenie stop-loss, rzecz jasna), by następnie ponownie zanurkować.

Od połowy maja pozostaję biernym obserwatorem tego rynku. Dziś można było podziwiać, jak (skuszone przełamaniem rocznych minimów) misie zostają rozjechane przez 3-procentową szarżę byków. Nie zdziwię się, jeśli jutro byczki będą w odwrocie...

COFFEE. Kawa bawi się w zdejmowanie stop lossów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz