piątek, 13 czerwca 2014

Trend following - podążaj za bykiem

Pewnie zdarzają się Wam okresy w życiu, kiedy gonią Was zadania i terminy, nie macie nawet chwili dla siebie, a co dopiero dla giełdy i inwestycji. Można wtedy opuścić rynki, usiąść i płakać. Ale można też poszukać jakiejś sensownej, bezobsługowej strategii. Ba - ten brak czasu może być szansą na ponadprzeciętne zyski!

Od czasu do czasu robię sobie rachunek sumienia i nieodmiennie wychodzą mi z autoobserwacji dwie skazy - za dużo transakcji i za dużo kosztów transakcyjnych. Uznałem więc, że brak czasu na krótkoterminową spekulację może być dobrą okazją, żeby zmienić ten styl i przetestować strategie o nieco dłuższym horyzoncie czasowym - swing trading, może jakaś rozsądna odmiana buy & hold, może zagranie pod "duże" formacje (widoczne na wykresach rocznych i dłuższych).

W poszukiwaniu takich rozwiązań trafiłem na książkę "Trend following" (by Michael W. Covel). Covel stawia tezę, że rynki się zmieniają, ale ludzie - nie i dlatego zawsze będą na rynkach trendy, za którymi można podążać. Co więcej - w długiej perspektywie tylko strategie trend-following dają systematycznie zarabiać i to zarówno na wzrostach, jak i spadkach. Jest parę przykładów, parę inspirujących historii i starannie dobranych wykresów. W końcu trend is your friend, prawda? Bla, bla, bla...

W końcu Covel przedstawia strategię, którą proponuje i okazuje się ona dość prosta i łatwa do zastosowania - kupujesz spółki bijące historyczny rekord i trzymasz, zabezpieczając się szerokim stop-lossem. Konkretnie zaś:
a) jeśli danego dnia spółka przebija swoje historyczne maksima - kupujesz ją następnego dnia na otwarciu,
b) ustawiasz szeroki stop-loss obliczony na podstawie zmienności kursu (od 10% na spokojnych papierach po nawet 50% na tych bardziej żywiołowych),
c) trzymasz i przestawiasz stop-loss, wraz ze wzrostem kursu.

Jest to więc ekstremalnie bycza strategia inwestycyjna, w której nie próbujemy szukać dołków, ale wsiadamy do solidnie rozpędzonych pociągów i liczymy na to, że pojedziemy wyżej albo przynajmniej impet pociągnie nas w górę na tyle, żeby wyjść z inwestycji bez straty. Kryteria są proste, więc może zastosować je każdy. Już nawet zacząłem rzeźbienie robo-asystentki, która będzie przeszukiwać dla mnie rynek w poszukiwaniu okazji.

Tyle że - po pobieżnym przeglądzie rynku - widzę kilka ale:
a) ustanawianie historycznych rekordów na GPW się ostatnio jakby nie zdarza,
b) nawet jeśli jakieś spółki naruszyły maksima, to z nieszczególnym impetem i zaraz potem cofnęły się niżej,
c) tkwimy w paskudnym trendzie bocznym, w którym strategie typu trend following pasą brokerów a inwestorów strzygą,
d) jest za to trochę historycznych minimów, pod które chętnie by się zagrało, gdyby było jak (krótka sprzedaż, kontrakty na akcje, CFD - to ciągle zabawki o bardzo ograniczonej dostępności),




Ale nawet zakładając powrót hossy i masowy szturm na maksima - nie do końca wiadomo, jak w tej strategii zapewnić dywersyfikację. System Covela zarabia krocie na tych spółkach, które szybują, wypracowując setki i tysiące procent zysku. To niewielki odsetek pereł pokryje stratne pozycje i przesądzi o ostatecznym wyniku. Żeby jednak zarobić na tych spółkach, trzeba by kupować wszystkie papiery, które spełnią kryteria strategii, a tych w hossie może być bardzo wiele. Ostatecznie - ile forsy dacie radę dosypać do portfela inwestycyjnego, żeby nie złamać założeń strategii?...

Innymi słowy - kolejna świetna papierowa teoria, która wygrywa w excelowym boju z rynkiem. Dziękujemy i szukamy dalej...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz