niedziela, 17 lipca 2011

5 jaskółek nadchodzącej bessy

Giełdowe indeksy już wiosną złapały lekką zadyszkę. Korekta po kwietniowych szczytach wydawała się zbieraniem sił przed kolejnymi rekordami, a tymczasem - ciągle spadamy. Czy to już bessa? Jest kilka argumentów za niedźwiedzim punktem widzenia.

1. Rosną stopy procentowe

Presja inflacyjna spowodowała, że RPP już czterokrotnie w tym roku podniosła stopy procentowe. Stopa lombardowa od połowy 2009 wynosiła 5%, by teraz wzrosnać już łącznie o 1%. Podobnie reaguje wiele innych państw, zmniejszając tym samym podaż pieniądza, utrudniając dostęp do taniego kredytu i zwiększając atrakcyjność bezpieczniejszych form inwestowania i oszczędzania, jak obligacje czy depozyty bankowe.

Choć młody, ledwo okrzepły, polski rynek kapitałowy nie ma dostatecznie długiej historii, by szukać statystycznych prawidłowości, podwyżki stóp to jednoznacznie negatywny sygnał dla rynku akcji, a im dłużej utrzymuje się restrykcyjna polityka monetarna, tym gorzej dla akcji.

2. Szeroki rynek już spada

Mniejsze spółki rosną dynamiczniej niż giełdowe kolosy, ale i szybciej spadają. Kiedy w 2007 roku kończyła się hossa, a WIG20 ustanawiał podwójny szczyt, indeksy mWIG40, sWIG80 i indeks szerokiego rynku WIG nie zdołały już zbliżyć się do rekordów. W tym roku również ujawniła się słabość mniejszych spółek. Indeks sWIG80 stracił już wszystko, co zdołał zyskać od grudnia.

W spektakularne odbicie trudno uwierzyć. Paliwem dla wzrostów mniejszych spółek jest zawsze rodzimy kapitał - w przeciwieństwie do WIG20, który korzysta z zagranicznych dopalaczy i premii za płynność. A polski kapitał nieszczególnie garnie się na giełdę - wielkie prywatyzacje nie przekładają się raczej na dalszą aktywność drobnych ciułaczy na parkiecie, GPW podnosi opłaty odstraszając niedzielnych graczy, przykręcono kurek z kapitałem OFE, a TFI Polacy ciągle unikają i - wobec braku spektakularnych wyników - raczej się to nie zmieni.

3. Kryzys na horyzoncie

Poprzedni kryzys udało się w dużej mierze pozamiatać pod dywan, pompując w światową gospodarkę niewyobrażalne ilości wirtualnego pieniądza. Skutkiem jest ogromne zadłużenie państw, z których wiele stanęło na krawędzi bankructwa. Najgłośniej jest oczywiście o Grecji i kilku innych PIIGS-ach ze strefy euro, ale już 2 sierpnia problemy z rolowaniem długu mogą mieć USA, a w kolejce stoi wiele innych krajów, o których się nie mówi, a których budżety, obciążone monstrualnym zadłużeniem, łatwo mogą przewrócić się przy najmniejszym zachwianiu koniunktury.

Wydaje się, że świat znalazł się w ślepej uliczce. Warto zwrócić uwagę, że gra nie toczy się o spłatę tych długów, ale o ich rolowanie. Państwa nie radzą sobie z bieżącą obsługą - zaciąganiem nowych zobowiązań na poczet spłaty tych zapadających. Co gorsza - zadłużeni są wszyscy, więc trudno sobie wyobrazić, by ktokolwiek przyszedł z pomocą.

Problemy z wykupem obligacji natychmiast uderzą w banki, a utrata przez nie płynności oznacza natychmiastowy krach, który będzie bardziej bolesny niż historia z Lehman Brothers - bo tym razem na żadne manipulacje ani pakiety pomocy nie będzie już nikogo stać.

4. Kilka tykających bomb

Gospodarka zdążyła nas już przyzwyczaić do taniego pieniądza, dwuletniej hossy i dobrych fundamentów spółek. Ten optymizm mamy już w cenach. Warto sobie jednak uświadomić, że siedzimy na kilku tykających bombach zegarowych, które mogą w każdej chwili eksplodować.

Niewielki przedsmak mieliśmy już w tym tygodniu, gdy gruchnęła wieść o możliwych kłopotach Włoch. Na parkietach widać było objawy autentycznej paniki - spadały prawie wszystkie spółki, a na mniej płynnych walorach brak kupujących sprawiał, że popyt pojawiał się dopiero w okolicach dolnych widełek notowań. A były to przecież tylko niegroźne, personalne plotki. Łatwo sobie wyborazić co się stanie, gdy USA nie podniosą do 2 sierpnia limitu zadłużenia (możliwe), Grecja ogłosi bankructwo (przesądzone), a za nią o restrukturyzację długu wniosą inne państwa (raczej kwestia czasu).

W takich warunkach akcje zaczynają parzyć w ręce. Dopóki wisi nad rynkami ten i ów miecz Damoklesa, trudno będzie o entuzjazm kupujących (warunek sine qua non hossy), a posiadacze akcji będą myśleć głównie o tym, czy nie opuścić rynku już dziś, póki jest jeszcze komu sprzedać akcje.

5. Element zaskoczenia

I dno bessy, i rekord hossy zawsze zaskakują graczy. Pomijając nielicznych, którym udaje się trafić w dołki i szczyty (co istotne: na każdym dołku i szczycie są to już inni nieliczni), większość graczy uświadamia sobie zmianę trendu długo po tym, jak ona faktycznie nastąpi.

Spójrzmy na WIG. Ostatnie dynamiczne wzrosty szeroki rynek zaliczał w 2009. Od tamtej pory można było na kolejnych falach nieco zarobić, ale nie są to już spektakularne wartości. Rynek wytraca dynamikę. Ze skrajnego niedowartościowania przeszliśmy do wycen, przy których trudno o okazje cenowe. Biorąc pod uwagę otoczenie makroekonomiczne - łatwo wyobrazić sobie spektakularne spadki (wystarczy nieco wspomnianej paniki), a raczej trudno liczyć na jakiś powszechny wybuch hurraoptymizmu i nowe rekordy.

Moim zdaniem - bezpieczniej jest siedzieć dziś bez akcji i czekać, aż świat rozwiąże przynajmniej kilka ze swoich najbardziej palących problemów.