środa, 26 października 2011

Nie wszystko złoto...

Investor Gold FIZ to już niemal legenda. Kolorowe reklamy, imponująca stopa zwrotu i profesjonaliści u steru. Jest tylko jeden problem. Certyfikaty funduszu staniały z 3405 do 2615 PLN, choć złoto miewa się całkiem nieźle.


Stare powiedzenie mówi, że nie wszystko złoto, co się świeci. Inne - że jak chcesz, żeby coś było zrobione dobrze, to zrób to sam. Jedno i drugie jak ulał pasuje do wielu funduszy inwestycyjnych. Bessa bezlitośnie obnażyła niekompetencje wielu zarządzających i pokazała, że maklerskie szelki nie chronią przed stratami. W ciągłym wyścigu na strategie, który od zawsze trwa na rynkach, najsłabsi przegrywają z kretesem, a i najlepszych prędzej czy później przychodzi pora. Kupując jednostki nie masz żadnej pewności, że Twój fundusz pokona benchmark. A skoro nie ma pewności, to po co przepłacać? Może lepiej po prostu kupić benchmark (czyli zainwestować np. w ETF - papier, który nie sili się na genialność, tylko idealnie odzwierciedla ruchy indeksu)?


Powiem otwarcie: nigdy nie przepadałem za funduszami. Przypominają mi magiczną czarną skrzynkę, do której mam włożyć pieniądze i liczyć, że wyciągnę ich stamtąd więcej, niż zainwestowałem. Nigdy nie wiadomo, który zabłyśnie, a który zbankrutuje. Nie wiem, jakie papiery kupuje fundusz, jak zarządza pozycjami, nie mam żadnego wpływu na ich decyzje, a w razie krachu - umorzenie jednostek trwa parę dni (wersja optymistyczna) lub, co gorsza, staje się całkowicie niemożliwe (jak z funduszami, które inwestowały w Afryce, gdy wybuchły zamieszki w Egipcie). Powyższy wykres pokazuje, że ta nieufność wobec funduszy ma sens.




2008-2011. Wycena certyfikatów Investor Gold FIZ (niebieski) vs cena złota w PLN i certyfikaty RC.


Investor Gold FIZ to fundusz, który inwestuje w złoto i inne metale szlachetne (kruszec, akcje spółek itp.) i chwali się imponującą, trzycyfrową stopą zwrotu od momentu powstania (153% w 57 miesięcy!). Tęgie głowy w tym funduszu aktywnie zarządzają portfelem i głowią się, jak zabezpieczać inwestycję i korzystać na złotej hossie.


W tym samym czasie Raiffeisen oferuje na giełdzie proste certyfikaty o niemedialnej nazwie RCGLDAOPEN, których cena ma idealnie podążać za ceną złota przeliczoną na PLN (więcej: Jak inwestować w złoto na giełdzie?), a jedyną rolą Raiffeisena jest zapewnianie płynności (w przeciwieństwie do certyfikatów w/w FIZ - jest doskonała!) przez ciągłe wystawianie ofert kupna i sprzedaży (przy niewielkim spreadzie, na którym jednocześnie animatorzy zarabiają).


Na powyższym wykresie widać, że prymitywna, jaskiniowa strategia podążania za ceną złota jest dużo skuteczniejsza niż aktywne zarządzanie przez profesjonalistów! Gdy w kryzysie w 2008 roku Investorsi dostawali po tyłku, tracąc niemal trzecią część kapitału, złoto drożało w najlepsze. Potem mozolnie nadrabiali stratę, by w tym roku wyjść na minus, gdy złoto zdrożało od stycznia z 4000zł do 5500zł za uncję (sic!).


To oznacza, że jeśli ktoś kupił przed paru laty parę sztabek i wsadził je pod materac, okazał się lepszym inwestorem od solidnie opłacanych speców, którzy przez cały ten czas walczyli na rynku złota, czarowali, hedżowali i analizowali. Rozumiem, że Panowie mają ambitne plany i rodziny na utrzymaniu, ale - pytanie czysto retoryczne - dlaczego i za co właściwie miałbym im płacić??