czwartek, 30 sierpnia 2012

45% zysku bez ryzyka w BNP Paribas?


Zadziwiają mnie twórcy tak zwanych struktur. Oto BNP Paribas przygotował 3-letni produkt, oparty na akcjach 20 solidnych spółek, który daje szansę na 45% zysku bez podatku, gwarantuje 100% kapitału (plus 3% premii!), nie przewiduje opłat wstępnych i próg wejścia ustala nisko na 1000zł. Czyżby inwestycja idealna?


Szukanie dziury w całym, względnie haczyka w strukturze, to już dla mnie swoiste hobby. Marketing i argumenty oferty przyciągają uwagę i aż się proszą o zakup. Ilekroć jednak zaczynam gonić tę tęczę - iluzja zysków ucieka i rozwiewa się gdzieś na horyzoncie. Popatrzmy na to TOP20...

Część parametrów struktury jest całkiem przyjemnych. Produkt startuje w 3-letnią wędrówkę, gdy giełdy leżą na dnie, więc daje szanse na dobry timing (start 3 października 2012; finisz 30 września 2015). Ochroną objęte jest 100% kapitału, a BNP dorzuca nawet 3-procentową gwarantowaną premię. Całość sprzedawana jest w formie grupowego ubezpieczenia na życie i dożycie, więc Belka będzie musiał obejść się smakiem (zero podatku!). Niby fajnie, ale po bliższym przyjrzeniu...

Mniejszy haczyk

Pierwsza kwestia to ochrona kapitału. Oddanie po 3 latach kwoty równej naszej nominalnej wpłacie nie oznacza, niestety, że kapitał był chroniony. Z niedużej inwestycji wartej np. 5000zł, przez 3 lata harcowania umiarkowanej 3-procentowej inflacji, ubędzie - licząc po łebkach - ponad 430zł. Do tego bank wymaga założenia konta, a samo jego prowadzenie kosztuje co najmniej 6,5zł. Niby nic, ale przez 3 lata oznacza to minus 234zł, czyli więcej, niż zarobimy na tej "gwarantowanej premii", która da nam raptem 150zł...

A warto jeszcze wspomnieć, że wsiadłszy do pociągu lepiej z niego nie wysiadać, bo za wcześniejszą likwidację struktury przyjdzie nam zapłacić od 3 do 13% kapitału (zależnie od momentu, w którym wyskoczymy ze struktury).

Większy haczyk

Jednak kluczem do zrozumienia tego produktu jest są tak naprawdę zasady naliczania premii. 45%, które mruga w reklamie, to tak naprawdę 15% rocznie - tyle wynosi najwyższa możliwa wartość premii. Premia jednak może wynosić również 8%, 5% albo 0%. Zyski doliczane są każdego dnia w oparciu o kursy 20 amerykańskich i europejskich spółek (mydło i powidło od Avon i McDonalds po Siemensa i Vodafone - generalnie stabilne i znane marki z defensywnych sektorów). Bank nie liczy jednak żadnej średniej z ich kursów. Zamiast tego stosuje zasadę opisaną poniżej:


Obrazek prawdę Ci powie - jeśli potrafisz czytać ze zrozumieniem!

Czyli:
a) jeśli wszystkie spółki notowane są powyżej 110% ceny początkowej - doliczy nam za dany dzień 15% (rzecz jasna w skali roku, czyli 15% podzielone przez 365);
b) jeśli którakolwiek ze spółek wyłamie się poniżej 110% ceny (czyli nie da rady zdrożeć o 10%) - dostaniemy tylko 8%;
c) gdyby którakolwiek ze spółek była tańsza niż w dniu startu - dostajemy 5%;
d) a jeśli kurs którejkolwiek spadnie poniżej 80% ceny początkowej - kapitał leży nieoprocentowany.

Śmiem twierdzić, że ów bardzo duży haczyk polega na tym, że spółek jest aż 20. To oznacza, że aby otrzymać magiczne 15% w skali roku, wszystkie musiałyby zdrożeć o 10% i nie spadać poniżej tej ceny. Natomiast do utraty jakiejkolwiek premii (czyli otrzymania mniej magicznych 0%) wystarczy, że jedna ze spółek stanieje o więcej niż 20%.

Innymi słowy: bez względu na to, jak dynamiczna będzie hossa, jeden jedyny maruder wśród 20 spółek, przebywając poniżej 80% swojej wartości początkowej, skutecznie zablokuje jakikolwiek zysk z tej inwestycji.

Najbardziej prawdopodobny scenariusz (zdroworozsądkowo, abstrahując od prognoz rynkowych) jest taki, że w pierwszym okresie, gdy wystartuje struktura, otrzymamy pewnie jakieś niewielkie procenty. Część spółek wahnie się w dół, część w górę. Dopóki którakolwiek pozostanie poniżej ceny startowej, bank będzie naliczał 5%. Na większe zyski możemy liczyć dopiero wówczas, gdy wszystkie, co do jednej, zaczną solidarnie drożeć. Jeśli którakolwiek "da ciała" i zanurkuje nieco głębiej, pogrzebie szanse na odsetki i uwięzi nas na 3 lata w nierentownej inwestycji.

Gdybyś miał gołe akcje, mógłbyś sprzedać marudera i cieszyć się zyskami z pozostałych spółek. Mało tego - gdyby wystartowała hossa, możesz zarobić nie tylko 15%, ale i 115% rocznie. A mając strukturę? No, cóż...

wtorek, 28 sierpnia 2012

Alior Sync - wypas czy ściema?

Wkurzają mnie już kampanie produktów, które obiecują mi promocyjne 10% na lokacie albo konto dające podwyżkę i darmowe zakupy. Zwykle, żeby wyszarpnąć parę marnych groszy, musisz podpisać cyrograf i przelewać wynagrodzenie, machać co tydzień kartą płatniczą albo czyścić buty prezesowi. Dlatego do ubajerzonego konta Alior Synca podszedłem z ogromnym sceptycyzmem. Czy bank naprawdę oferuje rewolucyjny produkt, czy też raczej uskutecznia polowanie na jelenie? Sprawdziłem sam.

Ewidentną wadą konta jest spore nagromadzenie niedoróbek i upierdliwości. A to obrazek antyphishingowy nie zgadza się z tym, który wskazaliśmy we wniosku. A to transakcje wyświetlają się z bajeranckim, ale niewłaściwym logo (np. płatność w Aleee Aptece zdobi logo Lee). A to nie da się copy-pastować numeru własnego konta, bo w pogoni za efektami nie ma tu za wiele poczciwego htmla...

Mało która z tych niedoróbek realnie wpływa na komfort użytkownika, ale - przyznajcie - techniczne niedoróbki w całkowicie wirtualnym banku rodzą poważne obawy o los Waszych całkiem realnych pieniędzy. Trzeba jednak przyznać Aliorowi, że poprawki wdraża błyskawicznie - sam zgłosiłem im parę problemów i czasem już parę dni później nie było po nich śladu (może to tempo to zbieg okoliczności, bo zgłosił ktoś wcześniej, ale jednak!).

Jeśli ktoś jest odporny na drobne dokuczliwości atakujące od czasu do czasu, znajdzie w Alior Syncu kilka naprawdę praktycznych funkcjonalności:

1. Prawdziwa darmowość

To jedno z nielicznych kont, które jest darmowe bez względu na to, jak intensywnie (i czy w ogóle) z niego korzystasz. Darmowa jest również karta. Nie musisz przelewać tam wynagrodzenia, nie musisz na siłę płacić kartą, żeby wyrobić jakieś limity. To konto naprawdę nic nie kosztuje. Prowadzenie, przelewy, wypłaty ze wszystkich bankomatów. Jedyna opłata, na którą (w moim przypadku) należy uważać, to opłata za wyciągnięcie środków z rachunku oszczędzającego. Podobnie jak w "starym" Aliorze - bez prowizji można to zrobić tylko raz w miesiącu. Kolejne wypłaty na własny rachunek kosztują 1zł. Można to obejść dzięki większej liczbie kont oraz auto-uzupełnianiu, ale o tym dalej.

2. 5% zwrotu za zakupy online

Osławiony i niesłusznie zniesławiany na rozlicznych forach ficzer. Wielu narzeka, że "Płacę z Sync" to opcja praktycznie niedostępna w większości sklepów. Mało kto ma zaś świadomość, że zwrot przysługuje również za transakcje online kartą (tak, zwykłą debetówką). Wystarczy w sklepach klikać "płacę kartą kredytową", przepisać z karty jej numer, datę ważności i kod CVC i voila! Zakupy opłacone, a w przyszłym miesiącu 5% z powrotem na koncie. Dla kogoś mojego pokroju, kto nawet po worki do odkurzacza wchodzi do sieci - po prostu magia.



3. Auto-uzupełnianie

Lubię, kiedy moje pieniądze procentują i zawsze starałem się redukować kwoty zalegające na nieoprocentowanych RORach. Idealnym rozwiązaniem byłoby wysokie oprocentowanie podstawowego rachunku, ale to dziś raczej rzadkość. Alior pozwala dość sprytnie wybrnąć z tego dylematu. Oferuje coś takiego jak auto-uzupełnianie. Trik polega na tym, że ustawiamy sobie minimalną i/lub maksymalną kwotę, jaką chcemy mieć na podstawowym koncie. System codziennie wieczorem sprawdzi saldo i albo przeniesie nadwyżkę do puli oszczędności, albo uzupełni niedobór do oszczędności sięgając. Auto-uzupełnianie działa automatycznie (po aktywowaniu i ustawieniu progów) i całkowicie bezpłatnie.

4. Przelewy natychmiastowe

Pomysł, który staje się coraz popularniejszy. Elixir ciągle działa w średniowiecznym systemie sesji i każe na siebie czekać całymi dniami, więc ktoś wymyślił genialne w swojej prostocie przelewy natychmiastowe. Blue Media trzyma środki w każdym banku po trochu; gdy składamy taki przelew z banku A do B, de facto przekazujemy środki do Blue Media w banku A, a oni puszczają je odbiorcy ze swoich zaskórniaków w B. W efekcie operacja z międzybankowej zamienia się na wewnętrzną, co sprawia, że w większości banków środki księgują się prawie natychmiast. Jest dużo wyjątków, w każdym banku działa to trochę inaczej i nie należy zanadto na tych przelewach polegać, ale 10 takich przelewów za darmo to ciekawy gadżet, który z pewnością może się kiedyś przydać, szczególnie osobom, które korzystają z wielu banków i chciałyby dokonywać szybkich przeksięgowań.

5. Zakładasz online

Od jakiegoś czasu praktycznie nie kupuję innych produktów finansowych niż takie, które mogę założyć w pełni online. Nie chcę nawet kuriera, bo umawianie się z nim na podpisywanie umowy to dla mnie większa fatyga niż zajście do placówki banku. Konto w Alior Syncu zakładasz online - wypełniasz wniosek i potwierdzasz tożsamość przelewem z innego konta. Kwadrans roboty bez wyciągania tyłka z fotela.






Podsumowując: ten bank - bez nachalności ani przymusu - bardzo szybko stał się w naturalny sposób moim "pierwszym bankiem", w którym trzymam podręczne pieniądze i rozliczam codzienne wydatki. Przesądziła pełna darmowość w połączeniu z cashbackiem, które sprawiają, że - bez napinania się, bez gwiazdek, bez uchylania od prowizji i opłat - na tym koncie po prostu się zarabia. Polecam.

Konto możesz założyć tutaj.

piątek, 24 sierpnia 2012

Gant - obligacje dla zuchwałych?

W sieci trwa intensywna kampania reklamowa obligacji Gant Development. Kierowana do indywidualnych inwestorów i świetnie oprocentowana, ma ponoć stanowić novum na rynku obligacji i genialną okazję inwestycyjną (11%!). Jest jednak parę poważnych "ale"...
W poszukiwaniu ponadprzeciętnych zysków sam zerkałem na tę emisję. Kiedy rynek akcji zachowuje się kiepsko, na obligacjach solidnej spółki można zarobić więcej, niż pchając się do jej akcjonariatu. Poza tym dotychczas inwestowanie na Catalyst stanowiło raczej domenę większych graczy (wysokie progi wejścia, bardzo długie horyzonty inwestycji etc.). Tym razem wydawało się, że jest inaczej...

1. Wysokie odsetki

Pierwszym, co przyciąga uwagę, są oczywiście efektowne odsetki - 11% rocznie robi duże wrażenie. To dwukrotnie więcej niż płacą banki za najlepsze lokaty. To również więcej, niż w ciągu ostatniego roku można było zarobić na WIG, WIG20, mWIG40 i sWIG80. Kuszące.

2. Inna parametry

Konstrukcja emisji jest bardzo atrakcyjna dla drobnych inwestorów. Okres zapadalności to zaledwie 24 miesiące (idealna konkurencja dla długookresowych depozytów), a naliczone odsetki są wypłacane co kwartał (więc można się niejako z góry cieszyć zyskami).

Zapisy trwają jeszcze do poniedziałku. Nic, tylko brać! A jednak, wrodzona ostrożność (nigdy zbytnio nie ufałem obligacjom; Obligacje z Catalyst - 10% zysku, 100% ryzyka), każe poważnie zastanowić się nad podobną inwestycją...

3. Kierunek emisji

Kierowanie emisji do drobnych inwestorów to oczywiście wielka dla nich szansa. Jednocześnie jednak należałoby zadać sobie pytanie, dlaczego właściwie tej emisji nie obejmuje (a przynajmniej - nic mi o tym nie wiadomo) żaden duży, instytucjonalny inwestor? Dlaczego jakiś bank nie skusił się na kredytowanie? Dlaczego żadnego funduszu nie skusiło 11% pewnego zysku na krótkookresowych, płynnych papierach? Emitowanie w kierunku drobnych (leszczy?) mnie osobiście nieco niepokoi...

4. Kondycja spółki

Jeśli zakładać, że giełda dyskontuje przyszłość - należałoby bać się jutra. Cała deweloperka od paru lat konsekwentnie tanieje, a wykres samego Ganta ustanawia właśnie kilkuletnie minima. Inwestorzy są wręcz chorobliwie ostrożni. Może to być zwiastun rychłej zmiany trendu, ale może też być zapowiedź dalszych kłopotów. Kondycji spółki ocenić nie potrafię, ale historia PBG uczy z pewnością respektu...

Gant Development. Ostatnie trzy lata to kiepski czas dla akcjonariuszy.

5. Zabezpieczenie

W wywiadzie dla StockWatch wiceprezes rozpływa się w zachwytach nad nową emisją i zapewnia, że obligacje zabezpieczone są "bardzo dobrze". "Maksymalna wartość obligacji to – przypomnę – 50 mln zł, a zabezpieczenia mają wartość 100 mln zł. Cieszymy się, że możemy zapewnić inwestorom tak duży komfort inwestycji. Zdajemy sobie sprawę, że jest to obecnie ważny aspekt".

Co stanowi to doskonałe zabezpieczenie, które ma inwestorom zastąpić solidne gwarancje BFG na konkurencyjnych lokatach? Otóż emisję zabezpiecza "zastaw rejestrowy w wysokości 100 mln PLN na certyfikatach inwestycyjnych GANT FIZ"...

I jak? Poczuliście się bezpieczniej?