piątek, 28 stycznia 2011

Połowa czarnego piątku na Wall Street

Sesja za Oceanem na półmetku. A patrząc na amerykańskie indeksy - nie sposób nie wstrzymać oddechu. Czyżby nerwowa atmosfera miała w końcu zaowocować korektą?


Jeszcze na początku amerykańskiego dnia obserwowaliśmy, jak wskaźnik S&P500 atakował poziom 1300 punktów. Po naruszeniu oporu obraz zmienił się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki i rozpoczęło się spadanie. W tej chwili licznik na S&P500 wskazuje około minus 1,5%. Spadek Nasdaq przekroczył 2,5%.


Wykresy nie wyglądają zachęcająco. Po mozolnej wspinaczce na szczyty, indeksy spadają na dużych obrotach. Przed nami ciągle kilka godzin handlu, ale nawet, jeśli spadki wyhamują, możemy spodziewać się większej ostrożności i nerwowości inwestorów. Trudno oprzeć się wrażeniu, że światowe rynki siedzą na beczce prochu, a mocno wykupione giełdy mogą bardzo efektownie spadać, gdy w pewnym momencie graczom puszczą nerwy...

S&P500 w połowie piątkowej sesji. Czyżby początek lawiny?

czwartek, 20 stycznia 2011

Czyżby korekta za pasem?

Od pewnego czasu inwestorzy mają powody, by czuć się zdezorientowani - co i raz zaczynamy niby korektę, aby po chwili ustanowić nowy rekord hossy. Co się właściwie dzieje?


Podejrzewam, że to, z czym mamy do czynienia, to jakaś forma przetasowań przed większą korektą. Na giełdzie trwa dystrybucja parzących w palce papierów od dużych i dobrze zorientowanych graczy do mniejszych lub mniej przebiegłych inwestorów. Rynek od dłuższego czasu jest mocno wykupiony, wszyscy "siedzą na papierach" i tylko ich nadziei na "jeszcze parę procent" zawdzięczamy kolejne rekordy. Indeksy giełdowe ustanawiają nowe szczyty, ale robią to niejako ostatkiem sił - widać to na wykresach, które zaczynają przypominać rzucony kamień w najwyższej fazie lotu. Spadanie jest tylko kwestią czasu.


Za kierunkiem w dół przemawia sporo argumentów fundamentalnych - rośnie inflacja, którą trzeba będzie temperować zaostrzoną polityką monetarną, rządy UE tylko dzięki hojności Chin wykpiły się od poważnych problemów z rolowaniem monstrualnego zadłużenia, również dług USA zaczyna być postrzegany jako ryzykowny, a nastroje na rynkach, po dłuższych, nieprzerwanych wzrostach, zrobiły się (nazbyt) szampańskie. Gdy tylko padnie jakiś większy klocek tego domino - polecimy w dół. Chinom zacznie się sypać przegrzana gospodarka, jakieś waluty stracą na wartości, to z kolei wyłoży jakieś budżety, cięcia budżetowe przyduszą gospodarki i koło się zamknie...


Jak twierdzi Thomas DeMark - facet, którego wskaźniki zapowiedziały spadki w 2007 - "Amerykański rynek akcji dzielą dni od ukształtowania średnioterminowego szczytu koniunktury. Jestem przekonany, że w ciągu tygodnia-dwóch na rynku będą już trwały spadki. One mogą być dość gwałtowne".


Obecny sygnał sprzedaży S&P500 (z 14 stycznia) jest pierwszym od marca tego roku, kiedy to z kolei wskaźniki wygenerowały sygnał kupna (niemal w samym dołku korekty). Między obydwoma sygnałami S&P500 zyskał 90% i mocniejsza korekta wydaje się zasłużona. Kiedy nastąpi - jak myślicie?