W sieci trwa intensywna kampania reklamowa obligacji Gant Development. Kierowana do indywidualnych inwestorów i świetnie oprocentowana, ma ponoć stanowić novum na rynku obligacji i genialną okazję inwestycyjną (11%!). Jest jednak parę poważnych "ale"...
W poszukiwaniu ponadprzeciętnych zysków sam zerkałem na tę emisję. Kiedy rynek akcji zachowuje się kiepsko, na obligacjach solidnej spółki można zarobić więcej, niż pchając się do jej akcjonariatu. Poza tym dotychczas inwestowanie na Catalyst stanowiło raczej domenę większych graczy (wysokie progi wejścia, bardzo długie horyzonty inwestycji etc.). Tym razem wydawało się, że jest inaczej...
1. Wysokie odsetki
Pierwszym, co przyciąga uwagę, są oczywiście efektowne odsetki - 11% rocznie robi duże wrażenie. To dwukrotnie więcej niż płacą banki za najlepsze lokaty. To również więcej, niż w ciągu ostatniego roku można było zarobić na WIG, WIG20, mWIG40 i sWIG80. Kuszące.
2. Inna parametry
Konstrukcja emisji jest bardzo atrakcyjna dla drobnych inwestorów. Okres zapadalności to zaledwie 24 miesiące (idealna konkurencja dla długookresowych depozytów), a naliczone odsetki są wypłacane co kwartał (więc można się niejako z góry cieszyć zyskami).
Zapisy trwają jeszcze do poniedziałku. Nic, tylko brać! A jednak, wrodzona ostrożność (nigdy zbytnio nie ufałem obligacjom; Obligacje z Catalyst - 10% zysku, 100% ryzyka), każe poważnie zastanowić się nad podobną inwestycją...
3. Kierunek emisji
Kierowanie emisji do drobnych inwestorów to oczywiście wielka dla nich szansa. Jednocześnie jednak należałoby zadać sobie pytanie, dlaczego właściwie tej emisji nie obejmuje (a przynajmniej - nic mi o tym nie wiadomo) żaden duży, instytucjonalny inwestor? Dlaczego jakiś bank nie skusił się na kredytowanie? Dlaczego żadnego funduszu nie skusiło 11% pewnego zysku na krótkookresowych, płynnych papierach? Emitowanie w kierunku drobnych (leszczy?) mnie osobiście nieco niepokoi...
4. Kondycja spółki
Jeśli zakładać, że giełda dyskontuje przyszłość - należałoby bać się jutra. Cała deweloperka od paru lat konsekwentnie tanieje, a wykres samego Ganta ustanawia właśnie kilkuletnie minima. Inwestorzy są wręcz chorobliwie ostrożni. Może to być zwiastun rychłej zmiany trendu, ale może też być zapowiedź dalszych kłopotów. Kondycji spółki ocenić nie potrafię, ale historia PBG uczy z pewnością respektu...
Gant Development. Ostatnie trzy lata to kiepski czas dla akcjonariuszy. |
5. Zabezpieczenie
W wywiadzie dla StockWatch wiceprezes rozpływa się w zachwytach nad nową emisją i zapewnia, że obligacje zabezpieczone są "bardzo dobrze". "Maksymalna wartość obligacji to – przypomnę – 50 mln zł, a
zabezpieczenia mają wartość 100 mln zł. Cieszymy się, że możemy zapewnić
inwestorom tak duży komfort inwestycji. Zdajemy sobie sprawę, że jest
to obecnie ważny aspekt".
Co stanowi to doskonałe zabezpieczenie, które ma inwestorom zastąpić solidne gwarancje BFG na konkurencyjnych lokatach? Otóż emisję zabezpiecza "zastaw rejestrowy w wysokości 100 mln PLN na certyfikatach inwestycyjnych GANT FIZ"...
I jak? Poczuliście się bezpieczniej?
Będzie nowy Amber Gold? Nie ma ryzyka, nie ma zabawy (ani zysków)! ;)
OdpowiedzUsuńGenialne! Szczególnie to stwierdzenie: "Kondycji spółki ocenić nie potrafię, ale historia PBG uczy z pewnością respektu..."
OdpowiedzUsuńJakbym czytal redaktorow z PB
Wiesz, gant się przedstawia jako "solidna firma" więc coś jest w tym porównaniu z inną, swego czasu niezwykle godną zaufania i nie-mogącą-nigdy-upaść spółką.
UsuńW tym sensie lepiej chyba faktycznie napisać "ocenić nie potrafię" niż "to znany deweloper i silna spółka notowana na giełdzie więc ufam w ciemno"...