wtorek, 9 listopada 2010

GPW - wejście smoka

Japonia pod kreską, Nowy Jork na czerwono, a u nas - euforia w pełni. Debiut GPW to istne wejście smoka. Tylko na pulpitach co ostrożniejszych inwestorów zapaliły się czerwone lampki ostrzegawcze - czy ta medialna wrzawa nie obudzi przypadkiem niedźwiedzi?


To, co działo się dziś na GPW, nie tylko bije na głowę optymistyczne wizje najnaiwniejszych inwestorów, ale wręcz przechodzi ludzkie pojęcie. Spółka, o której mówiono, że jej wycena jest mocno wyśrubowana i nie pozostawia przestrzeni na zwyżkę, otworzyła się ponad magiczną barierą 50zł i szybowała aż do 54 złotych na zamknięciu notowań. Systemy maklerskie banków sypały się pod ciężarem zleceń, a sama GPW wykręciła obroty grubo przekraczające miliard złotych. Indywidualni inwestorzy cieszą się już ponad 25-procentowym zyskiem, a kto wie, co się będzie działo jutro - wszak zamknięcie nastąpiło na maksymalnej cenie dnia, dowodząc tym samym byczych nastrojów na rynku. Entuzjazm "drobnych" udzielił się chyba także "grubasom", bo cały WIG20 przeskoczył opór i zwyżkował o 1,38%.


W tym radosnym szaleństwie jest tylko parę drobnych problemów. Po pierwsze - GPW staje się nagle najdroższą wskaźnikowo giełdą świata, a nie wydaje się, żeby miało to fundamentalne uzasadnienie. Po drugie - po długich zwyżkach bez większej korekty rynek znów wyrywa się w górę i coraz lepiej widać, że emocje wygrywają z rozsądkiem. Po trzecie - medialna gorączka i napływ kapitału "ludzi z ulicy", to dla giełdowych rekinów najlepszy znak, że trzeba powoli pakować manatki...


Owszem, pięknie dziś zbierano miliony papierów, może nawet równie pięknie będzie się wszystko zielenić i jutro, i pojutrze. Pytanie tylko: skąd miałaby się brać kasa i para na dalsze pchanie kursów w górę?


Kiedy do kiosków trafi wydanie "Pani Domu" z giełdą na okładce - rozsądni inwestorzy winni już siedzieć w bezpiecznej odległości od giełdy...



1 komentarz: