czwartek, 18 listopada 2010

Uwaga na kruche fundamenty!

Analiza fundamentalna uchodzi za tę pewniejszą i solidniejszą od pogardzanej "wykresologii". Przykłady BOMI i afery z NewConnect pokazują, że - bezmyślnie stosowana - bywa równie myląca, jak inwestowanie po omacku.


Obydwa przypadki sprowadzają się do prostego scenariusza. Naiwni inwestorzy analizują wskaźniki, wertują raporty i prognozy, a potem okazuje się, że cała ich analiza funta kłaków jest warta, bo ktoś ich nabijał w butelkę.


Pierwszy przypadek to Bomi (BMI) - spółka, która przyciąga wzrok bardzo niskim wskaźnikiem C/WK, a która spada od dłuższego czasu. Ostatnio jednak przecena przyspieszyła, a kurs wypadł w dół z kanału spadkowego po publikacji fatalnego raportu za III kwartał (28 mln zł na minusie). Za przyczynę problemów uznano powodzie, upały i żałobę narodową (sic!) - zupełnie, jakby spółka stworzona była do funkcjonowania w jakimś idealnym świecie, w którym nikomu nie dzieje się krzywda, a każdego dnia świeci słońce...


Dzień później spółka przyłożyła inwestorom prognozą, mówiącą o spodziewanej na IV kwartał stracie sięgającej 100 mln. Rynek zaczął, za pomocą czarnych świec, szybko nadrabiać zaległości wobec niezdyskontowanej jeszcze katastrofy rysującej się na horyzoncie.


Odpowiedzią spółki na spadki okazała się zapowiedź zaksięgowania 120-milionowego zysku przez dopisanie do aktywów znaku towarowego Bomi (sic!). Cóż, nie sposób odmówić księgowym kreatywności - wyczarować z niczego wirtualną kwotę, zdolną z górką przykryć tragiczne straty. Gdy się wczytać w raport - widać, że księgowi mają już pewne doświadczenie w dziedzinie czary-mary, bo "wartości niematerialne i prawne" stanowią już dziś 80% wartości spółki. Kto chce poczytać więcej, polecam artykuł na StockWatch ("Zdarzenia niecodzienne utrudniają analizę fundamentalną") i gorącą dyskusję na tamtejszym forum.


Druga pouczająca historia to proceder, który rozwija się na rynku NewConnect, a o którym pisze "Puls Biznesu" ("Maluchom rosną nosy"). Polega on na tym, że spółki publikują optymistyczne prognozy, aby później solidnie skorygować je w dół. Cóż, w nieprzewidywalnym świecie wszystko zdarzyć się może, ale trudno uwierzyć, że podobny manewr 15 różnych spółek to tylko dzieło przypadku. Szczególnie, jeśli czasem, między smakowitą prognozą a korekcyjnym kacem, następowała emisja akcji, czyli zasysanie pieniędzy od oczarowanych wizją kokosów inwestorów, których potem, wraz z kursem, boleśnie sprowadzano na ziemię...


Morał z obu historii jest zaś taki, że analiza fundamentalna to coś więcej niż oglądanie wskaźników i czytanie raportów. Co prawda mogą one służyć wstępnemu rozeznaniu, ale bliższy ogląd spółki często pokazuje, że ta garść cyferek i wskaźników tyle mówi o firmie, co profil na portalu randkowym o kandydatce na żonę...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz